2. DUŻE MARZENIA ROSNĄ DŁUŻEJ | Paweł Olearczyk
Dzisiaj moim gościem jest współczesny człowiek renesansu: Paweł Olearczyk.
Odejdziemy bardziej w stronę kina, ale o książkach też coś będzie. I o marzeniach.
który niestety nigdy nie ujrzał światła dziennego (pozdrawiamy Łukasza).
I choć od tego czasu minęło już kilka lat, to jednak kontakt został
i dziś jest okazja żeby go wykorzystać. Witaj na POPARTKULTURA!
Cześć! Tak to prawda. Poznaliśmy się w Chełmnie i bardzo żałuję, że film, przy którym pracowaliśmy nigdy nie ujrzał światła dziennego, a jeszcze bardziej tego, że nawet mnie samemu nie było go dane obejrzeć, nawet zupełnie prywatnie w zaciszu domowym. Zostały wspomnienia i znajomości.
Łukasza również serdecznie pozdrawiam, a nawet trochę go zareklamuję, bo podobnie jak z Tobą,
to z nim również zdarza mi się czasem zamienić online kilka słów. Co więcej, Łukasz aktualnie pracuje nad podcastem, którego mam być pierwszym gościem. Co, gdzie, jak i kiedy, pytajcie Łukasza i mam nadzieję, że ta wzmianka tutaj zmobilizuje go do działania, bo myślę, że zgodzisz się ze mną,
że Łukaszowi pomysłów nie brakuje. Czekam więc z niecierpliwością na tę rozmowę, a tymczasem skupiam się na tu i teraz, czyli na rozmowie z Tobą.
Na Twojej stronie internetowej można przeczytać: „W życiu kieruję się prostymi zasadami.
Kiedy napiszę książkę, musi zostać wydana. Kiedy napiszę scenariusz, musi powstać film.
Kiedy mam marzenie, spełniam je". Czy łatwo spełniać marzenia?
Z czasem, ta sentencja, maksyma, aforyzm, czy też może haiku, zwał jak zwał, przeszła przez kilka metamorfoz. Moja - nazwijmy to - kariera, albo nie, to jest złe słowo... Moje spełnianie marzeń
zaczęło się bowiem od pisania książek. Takie miałem marzenie, żeby wydać książkę. Udało się je spełnić i to czterokrotnie, choć tak naprawdę te książki zawsze były gdzieś tam dla mnie pomysłami na film,
ale jako nastoletniemu chłopakowi, bo warto zaznaczyć, że pierwsza z nich ukazała się już kilkanaście
lat temu, o wiele łatwiej i taniej było doprowadzić do wydania książki niż wyprodukowania filmu.
Wtedy sentencja nie mówiła jeszcze o powstaniu filmu. Myślę, że to zdanie zostało dodane gdzieś
na etapie prac nad moim filmem krótkometrażowym „Sklep z marzeniami”, albo przy serialu internetowym „Ostatnie Słowo”, wtedy kiedy już te słowa miały pokrycie w rzeczywistości i zaczynały być prawdą. Kto wie, być może kiedyś pojawią się tam kolejne zdania jak np. „Kiedy napiszę piosenkę,
to muszę wydać płytę”. I w sumie jak się tak zastanowię, to wcale nie jest, aż takie nieprawdopodobne,
bo jako bohater wspomnianego już „Ostatniego Słowa” nagrałem dwie piosenki, więc jeszcze kilka kawałków i mogę wypalać CD. Tytuł płyty już mam „The Best of…”
Ale pytałeś czy łatwo spełniać marzenia. Odpowiem krótko, jak na osobę, która za dużo myśli
i analizuje, że to zależy. Niektóre marzenia są trudniejsze, a inne łatwiejsze w realizacji.
Cytując mamę głównego bohatera „Sklepu z marzeniami” – „Duże rosną dłużej”.
Właśnie! Niedawno znów obejrzałem film „Sklep z Marzeniami”,
który – uwaga - również opowiada o marzeniach.
Przypadek? Nie sądzę. Ten film to największa i najdłuższa filmowa rzecz jaką do tej pory zrealizowałem. No chyba, że zsumujemy wszystkie odcinki „Ostatniego Słowa”, to wtedy będzie można powiedzieć,
że zrobiłem nawet film pełnometrażowy. Patrząc wstecz, była to bardzo długa i trudna „podróż”.
Sam się czasem zastanawiam jak w ogóle udało się nam, bo jak każdy film była to praca zespołowa,
to wszystko ogarnąć. Ciężko wszystkie rzeczy związane z filmem i procesem jego powstawania zmieścić w kilku zdaniach, ale idąc konwencją, w której pozdrawiamy ludzi, to ja tutaj z tego miejsca chciałem pozdrowić Martę Akuszewską (niedawno wzięła ślub, więc już chyba nazywa się inaczej).
Marta wydała swoją pierwszą powieść w bardzo podobnym czasie i wieku co ja i nawiązaliśmy kontakt przez Internet. Przeczytaliśmy swoje książki nawzajem i było to dla mnie niezwykłe doświadczenie,
bo czytając książkę Marty, pt. „Śmierć Statystykom”, czułem się jakbym czytał coś co sam napisałem. Gdybym był kobietą - byłbym nią. Pewnego dnia Marta zaproponowała, żebyśmy razem wydali zbiór dziwnych opowiadań. Wziąłem się do pracy i napisałem kilka tekstów. Jednym z nich było opowiadanie pt. „Sklep z marzeniami”. Jak to często w przypadku filmowych adaptacji bywa, tekst literacki był bardziej mroczny. Przekształciłem go na scenariusz i, jak to mówią amerykanie, „and the rest is history”. Pomysł był mój, ale zawsze i wszędzie będę powtarzał, że impulsem do jego wymyślenia była Marta.
Czy bez namówienia mnie na napisanie kilku opowiadań powstałby ten scenariusz? Nie wiem.
Trzeba by było zapytać Doktora Strange’a, żeby sprawdził alternatywne timeline’y.
Zbioru opowiadań nigdy nie wydaliśmy. W tym przypadku napisałem książkę, ale powstał film.
Jak już powiedziałeś, nie tylko wokół filmu kręcą się Twoje marzenia.
Jesteś autorem czterech powieści.
Kiedyś nazwałem się człowiekiem renesansu z poczuciem dystansu. Kolejna „sentencja”, którą dawniej siebie określiłem zastanawiając się, czy to nie jest jakiś obciach tak siebie nazywać, ale im dłużej żyję, tym bardziej ona staje się prawdziwa i tym bardziej się z nią utożsamiam. Zdarzyło mi się ją nawet wpisywać w mój opis na Tinderze. Sprawdza się świetnie i nawet intryguje, tak jak ten tekst o spełnianiu marzeń, bo ludzie w wywiadach często do niego nawiązują. Patrz, Ty. Co do powieści, to wydaje mi się, że ja już trochę na ten temat odpowiedziałem w jednym z wcześniejszych pytań. Ale dodam, że odkąd przerzuciłem się na pisanie scenariuszy, to trochę stronię od pisania powieści, lecz niewykluczone,
że kiedyś jeszcze jakąś z siebie wypluję. Marzy mi się jeszcze kilka, a dokładnie co najmniej cztery sytuacje, w których napisałem książkę, ale powstał film, ewentualnie serial. Są nawet takie momenty, kiedy myślę, czy skoro powstał film, to nie napisać książki?
Jako aktor pojawiasz się w rozmaitych filmach i serialach. Jednak chyba największą rozpoznawalność w tej branży przyniósł Tobie Twój autorski serial internetowy „Ostatnie Słowo”,
o którym już wcześniej wspominałeś.
„Ostatnie Słowo” to zdecydowanie projekt, z którym jestem związany najdłużej, bo tak się akurat składa, że w przyszłym roku będziemy mieć dziesięciolecie naszego kanału. Pierwszy odcinek opublikowaliśmy bowiem 15 stycznia 2014 roku. Od tamtej pory udało nam się zrealizować 30 odcinków.
Niemniej jednak, ten 30 uchodzi póki co za ostatni odcinek. Póki co, bo: „nigdy nie mów nigdy”.
Świat filmu zna takie wynalazki jak spin offy, remaki, requele, sequele itp. Itd. Nie oznacza to więc,
że na naszym kanale nigdy już nic się nie pojawi. Tym bardziej, że projekt przeżywa aktualnie swoją drugą młodość na TikToku. Nasze krótkie odcinki i ich forma okazały się być bardzo tiktokowe.
Lubię żartować, że nasz serial wyprzedził swoją epokę, bo kręciliśmy TikToki zanim powstał TikTok. Pierwszy odcinek wykręcił tam już 2,3 mln wyświetleń, a nasz najpopularniejszy odcinek na YouTube
to mniej niż ¼ tego wyniku, bo jest gdzieś w przedziale 450-500 tysięcy. Ze względu na specyfikę platformy, odcinki na YouTubie czasem delikatnie różnią się montażem. Właśnie dziś miałem sytuację
w której TikTok nie chciał przepuścić mojego odcinka ze względu na zawartą w nim muzykę,
podczas gdy algorytmy YouTube nie widziały w niej problemu. Usunąłem muzykę i zostawiłem
same dialogi. YouTube zawsze był głównym domem tego serialu i to tam należy sięgać po całe odcinki łącznie z napisami końcowymi, które często zawierają EasterEggi. Na TikToku nikt nie czyta napisów końcowych, więc zawsze je wycinam. Czy słusznie, nie wiem, ale cieszę się, że coś co stworzyliśmy prawie dekadę temu, paradoksalnie pomaga mi w poznawaniu nowych technologii. Jestem już przecież trochę „boomerem”. O serialu można by opowiadać naprawdę długo, bo to przecież kawał historii. Ostatnio na jednym z festiwali filmowych odbyłem ciekawą rozmowę, w której zdałem sobie sprawę,
że ten serial jest dla mnie swego rodzaju kroniką mojego rozwoju filmowego. To na jego planie stawiałem pierwsze kroki aktorskie, scenariuszowe, producenckie, a nawet reżyserskie. To on oswoił mnie z kamerą i dodał pewności siebie i pokazał, że w dziedzinie filmu jestem w stanie stworzyć coś, co może wydawać się dla kogoś fajne i, co więcej, są ludzie, którzy będą chcieli stać się tego częścią. "Ostatnie słowo"
nie jest bowiem tylko dziełem moim i osób, które do tego projektu wybrałem, ale wyobraź sobie,
że z jakiegoś powodu, z czasem, zaczęły pojawiać się osoby, które same z siebie kontaktowały
się ze mną z prośbą, czy mogą wziąć udział w pracy nad projektem. W różnych formach.
Nie tylko aktorzy, ale także operatorzy i dźwiękowcy. Tutaj pozdrawiam Konrada i Łukasza,
z którymi znajomość rzuciła mnie również na plany innych projektów. Być może to sprawka tego „rozgłosu”, o którym wspomniałeś. Dodawanie odcinków na TikToka wymusiło na mnie potrzebę obejrzenia wszystkich odcinków od początku i muszę przyznać, że było to bardzo ciekawe przeżycie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo widać w poszczególnych odcinkach mój progres
w dziedzinie filmu w praktycznie każdym jej aspekcie. Pierwsze odcinki polegały na tym, że dwójka bohaterów rozmawia ze sobą w wybranej lokacji. Z czasem zaczęliśmy dodawać nowe postacie,
wydłużać czas trwania odcinków i komplikować fabułę, wspinając się na coraz to wyższe poziomy absurdu. Po drodze dostaliśmy też kilka nagród i pokazaliśmy projekt na kilku festiwalach.
Tęsknie za beztroską jaka towarzyszyła mi przy pierwszych odcinkach.
Wtedy wystarczyła mi lustrzanka, żeby coś nagrać. Z czasem nabrałem świadomości na temat
kręcenia filmów i w dniu dzisiejszym nie ma takiej możliwości żebym wszedł na plan bez oświetlenia
i dźwiękowca. Kiedyś nie widziałem takiej potrzeby. W tym sensie kręcenie nowych rzeczy
stało się trudniejsze. I chociażby z tego powodu uważam, że nigdy nie usunę tego serialu z YouTube,
bo zawsze kiedy będę potrzebował, on przypomni mi gdzie kiedyś byłem i w jakim punkcie zaczynałem, a w którym jestem teraz. To świetny poprawiacz nastroju, kiedy człowiek zaczyna w siebie wątpić
i myśleć, że nic mu się nie udaje.
Jak sam powiedziałeś, ten projekt jest na obecną chwilę zamkniętym tematem.
Więc nad czym teraz pracujesz?
Przede wszystkim staram się pracować nad sobą i nad własnym rozwojem.
A najlepiej rozwijać się poprzez projekty, w których bierze się udział. Patrząc wstecz, robię teraz rzeczy zdecydowanie większe niż kiedyś i na większą skalę. Jestem gdzieś na etapie zmiany z niezależnego twórcy w twórcę „zależnego”. Mam kilka projektów filmowych w które jestem zaangażowany na różnych stanowiskach, a projekty są na różnym etapie tzw. dewelopmentu. Zaliczają się do tego również projekty, które można określić modnym w branży określeniem „secret project”. Moje marzenie się spełniło
i zdarzyło mi się z czystym sumieniem użyć tego hasztagu na moim Instagramie. Tutaj pozwolę sobie siebie zareklamować, że jeśli chcecie wiedzieć na bieżąco co u mnie, to zapraszam na moje media społecznościowe, gdzie oczywiście publikuję tylko to o czym mogę mówić, ale czasem zdarza
mi się zamieścić jakąś wskazówkę, którą bystre oko zauważy. Staram się tym bawić i mieć z tego
jakąś frajdę, skoro w obecnych czasach bardzo często wręcz wymaga się od osób z branży filmowej posiadania chociażby Instagrama. Jedno jest pewne. Nie powiedziałem jeszcze „ostatniego słowa”
w branży filmowej.
W takim razie co Ciebie inspiruje?
Najwięcej inspiracji czerpię z obserwacji. Rymuje się, ale to prawda. Wiele z zasłyszanych przeze mnie rozmów w tramwajach czy na ulicy ląduje później w moich książkach lub scenariuszach.
To banał, ale życie naprawdę pisze najlepsze scenariusze, a nie sztuczna inteligencja.
Weźmy taki „Sklep z marzeniami”. Fikcyjna historia osadzona w świecie magicznego realizmu,
a tak naprawdę mogłaby być biografią wielu osób, które starają się spełnić jakieś swoje marzenia.
To moja autobiografia w formie metafory. Taka autofikcja. Dużo słucham, dużo obserwuje,
staram się być na bieżąco z tym co dzieje się w świecie filmu. Wiele z nich po obejrzeniu,
stało się również moim inspiracjami. Często ograniczającymi się do jakiejś pojedynczej sceny,
która została przeze mnie zinterpretowana w zupełnie inny niż w zaprezentowany w oryginale sposób.
W „Sklepie z marzeniami” jest scena, która została zainspirowana przez scenę z filmu „Spider Man”
w reż. Sama Raimiego. Te filmy są od siebie diametralnie różne, a jednak mają ze sobą wspólny mianownik w postaci jednej ze scen. I z tą zagadką Cię zostawiam. Było mi bardzo miło.
Dziękuję i pozdrawiam.
Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiał Hubert Bąk
Aktor, reżyser, scenarzysta, a także autor powieści
„Nie pytaj mnie o Rose”, „Wszyscy jesteśmy sterowani”,
„Autokar do Nieba” oraz „Popchnij mnie”.
Jego film "Sklep z marzeniami" zdobył wiele nagród
na międzynarodowych festiwalach filmowych.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz!