9. MIEĆ DUSZĘ MOTYLA | MARCIN MONTANA


Myślę, że najwyższa pora aby trochę odpocząć od literackiej fantastyki, dlatego dzisiaj znowu wracam do okołofilmowych tematów. Tym razem moim gościem jest aktor: Marcin Montana.


Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie aktorstwem?

Nie pamiętam dokładnie kiedy zapadła decyzja, że chcę zostać aktorem.
Już od dziecka przejawiałem fascynacje filmem. Chciałem być taki sam,
jak bohaterowie pojawiający się na dużym i małym ekranie. Dlatego często chodziłem do kina. Nawet bez biletu się wkręcałem, żeby tylko poczuć tę magię.


Chciałem być nieśmiertelnym, którego grał Christopher Lambert, Supermanem, Rambo, Comando.
Oni byli bohaterami mojego dzieciństwa. Wyobrażałem sobie, że jestem tymi postaciami. Marzyłem. Utożsamiałem się z nimi. Później przyszedł wiek młodzieńczy i szalone lata dziewięćdziesiąte,
więc wygłupiałem się jak Jim Carrey w "Masce" czy "Ace Venturze". Chciałem być jak Brad Pitt
w "Wywiadzie z wampirem" czy "Wichrach namiętności". I tak fascynacja, może nie samym aktorstwem, ale magią filmu pchnęła mnie - chyba to był 1998 rok - do przyjazdu do Warszawy, aby rozpocząć moją przygodę. Początki były trudne i dość niezdarne. Później była legendarna Chełmska 21 i różne agencje
do których się zapisałem. Wtedy, bez wykształcenia, tylko statystowałem. Chodziłem też na castingi, przede wszystkim do reklam. Poczułem krew. Zrozumiałem, że bez szkoły zawsze będę tylko statystą
na dalszym planie. Dlatego zapisałem się do pierwszej w Polsce prywatnej szkoły aktorskiej „Workshop”, którą założył i prowadził Paweł Łęski. Tam dopiero zobaczyłem i zrozumiałem o co w tym chodzi. Ukończyłem ją, otrzymałem dyplom i myślałem, że nagle świat stoi przede mną otworem. Niestety, zawód aktora to nieprzerwane pasmo odrzuceń i porażek, gdzie na sukces trzeba ciężko zapracować,
mieć sporo szczęścia i oczywiście talentu. Nie wolno się też poddawać! Dlatego mówią, że aktor musi mieć duszę motyla i skórę słonia. Więc trzeba trenować, grać gdzie się da, próbować, pokazywać się,
bywać na castingach i wierzyć w sukces, bo być może on się czai tuż za rogiem. A może wcale nie.

Jak zareagowało Twoje otoczenie, kiedy po raz pierwszy zobaczyło Ciebie na ekranie?

Wiesz, na samym początku było wielkie "wow", bo Marcin jest w telewizji. Dzwonili ludzie, że gdzieś tam mnie widzieli. Na szczęście nigdy nie spotkałem się z jakąś zawiścią. Zawsze było to pozytywne,
że fajnie, że gratulacje, życzenia sukcesów. Teraz już ludzie się przyzwyczaili, że raz na jakiś czas
gdzieś zobaczą moją mordę. Ale zawsze kiedy mam okazję spotkać się ze starymi znajomymi, to oni wtedy wspominają, że mnie widzieli w jakimś serialu. Mama też zawsze mi dopingowała i zawsze
cieszy się moimi sukcesami. Natomiast moje dzieci nie przejawiają żadnego zainteresowania tym tematem. Chyba im to spowszedniało, bo od urodzenia wiedzą, że tata jest aktorem i gdzieś tam
udziela się aktorsko. Więc myślę, że chyba po prostu mają na to wyjebane...

Przyznam, że chyba najbardziej w pamięć zapadła mi Twoja rola Szatana.

Tak, to moja ulubiona rola i jedna z niewielu, gdzie z perspektywy czasu prawie nic bym w niej zmienił. Kiedy otrzymałem propozycje, to od razu ją przyjąłem. Dopiero później było czytanie scenariusza. Pracowałem nad rolą dość długo. Reżyser, Bartek Siemierzewicz, dawał mi sugestie i podpowiedzi
jak on widzi postać Szatana i jak by chciał żebym to zagrał. Oczywiście zastosowałem się do jego sugestii, ale cały proces tworzenia postaci przepracowałem sam. Bardzo dużo pracy i serca włożyła dziewczyna od makeup-u, bo malowała mnie każdego dnia zdjęciowego dwie godziny. Trzeba było pomalować całe moje ciało, a przecież mały nie jestem. Było to niezwykłe doświadczenie i w sumie gdzieś duża część postaci Szatana została ze mną do dnia dzisiejszego. Nie chcę się jej pozbywać.

Wracam też chętnie do "Mrocznego Żelaza", w którym co prawda na ekranie jesteś rzadko,
ale kiedy już się pojawiasz, to zawsze jest klimatycznie.

Wcielić się w zjawę nazistowskiego zbrodniarza, założyć niemiecki hełm i mundur nazisty,
to było niezwykle ciekawe doświadczenie. Oczywiście jestem całkowicie nierozpoznawalny,
ponieważ miałem całą głowę i twarz owiniętą bandażami. Po pełnej charakteryzacji czułem
się jakbym był niemal panem życia i śmierci. Nazistowski mundur, który już sam w sobie
jest w jakimś sensie przerażający, dopełnił graną przeze mnie postać grozą.
Zdjęcia odbywały się późną jesienią w Twierdzy Modlin. Klimat był niesamowity.
Ciemne, wyziębione, obskurne wnętrza. Mroczny i tajemniczy klimat tego miejsca
bez wątpienia przełożył się na tajemniczy klimat film "Mroczne Żelazo". 

Możemy oglądać Ciebie również na małym ekranie, ponieważ pojawiasz się też w różnych serialach.

Nie tak często jak bym chciał, ale i ślepej kurze czasem trafi się jakieś ziarno. Lubię grać w serialach,
nie tak bardzo jak w filmach, ale seriale też bywają świetną szkołą aktorstwa. Nie przepadam jednak
za występami w tzw. paradokumentach. Jest masa tekstu, który trzeba gadać, a tak naprawdę niewiele
jest tam do grania. Chociaż teraz już mimo wszystko zaczyna to wyglądać trochę inaczej, lepiej i gra
w takich serialach nie jest aż takim wstydem dla aktora co kiedyś. Zdecydowanie poszło w lepszą stronę, no i stawki aktorskie są już lepsze - a wiadomo, że aktor to zawód a z zawodu trzeba zarabiać.
Tak więc na bok wszelkie uprzedzenia! Jak mówią starzy aktorzy: „dupa jest od srania, aktor od grania”. Ale wracając do seriali fabularnych, to miałem przyjemność udzielić się w kilku fajnych produkcjach, m.in. takich jak "Na Wspólnej", "Pierwsza miłość"," Barwy szczęścia", "Brzydula 2" czy choćby "Komisarz Alex". Bardzo dobrze wspominam pracę w "Na Wspólnej", gdzie wcieliłem się ochroniarza Stefana. Nawet do mnie strzelano, więc zabawa była fajna. Praca w serialach też jest fajna.
Można zagrać świetną rolę, poznaje się wielu ciekawych ludzi, nawiązuje kontakty.
No i przede wszystkim serial ma dużą grupę odbiorców, co przekłada się na jakąś rozpoznawalność. 

Aktorstwo to Twój sposób na życie, to Twoja pasja. Czy jest coś jeszcze? 

Hmm, aktorstwo musi być pasją, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie. Ja całe swoje życie zawodowe podporządkowałem aktorstwu. Kiedyś miałem taką pracę, żeby móc się zamieniać z kolegami
z pracy po to, abym mógł jeździć na plany zdjęciowe. Teraz prowadzę firmę, gdzie sam decyduję
o swoim czasie. I kiedy jest propozycja roli, to już z nikim nic nie muszę uzgadniać.
Aktorstwa nie można traktować jak pracy na etacie lub prowadzenie sklepu warzywnego.
To musi być w nas, przepełniać nas, sprawiać olbrzymią radość. Na plan jedzie się w podekscytowaniu. Witaj nowa przygodo, nowe wyzwanie! I, oczywiście, jest praca przed kamerą, którą się kocha.

Poza aktorstwem, które jest moją pasją, jak i oglądanie filmów czy spektakli, bardzo lubię wszystko
co jest związane z winem. Mam nawet zrobiony kurs sommelierski i moim marzeniem jest otwarcie winebaru z małą kuchnią. Nawet mam już nazwę roboczą! 
Oczywiście jestem też wielkim fanem muzyki, a dokładniej metalu i rocka. Jednak nie zamykam się w tym nurcie. Słucham rapu, uwielbiam muzykę filmową, a nawet ostatnio odkryłem Dark Techno. Też bardzo lubię historię, starożytne wierzenia i religie, interesuję się okultyzmem. Oczywiście nie można tylko siedzieć na dupsku i oglądać Netflixa,
w związku z tym dźwigam różne żelastwo na siłowni aby nie być obwisłym starym prykiem.

A co jeszcze mnie absorbuje? Na pewno prowadzenie firmy. Bardzo lubię to robić, niekoniecznie pracować. Ale prowadząc firmę nie ma opcji żeby siedzieć na tyłku i czekać aż pracownik czy któryś zleceniobiorca coś za nas zrobi. To prosta droga do bankructwa. Ja w swojej działalności robię wszystko, od roznoszenia ulotek poprzez promowanie firmy w Internecie - skończywszy na pracy fizycznej. 

Czy miewasz chwile słabości? Chwile, w których chciałbyś zrezygnować z aktorstwa?

Powiem Ci, że chwil zwątpienia miałem setki, a nawet kilka razy wręcz rzucałem aktorstwo.
Kiedyś nawet na dwa lata. Obraziłem się i nie robiłem nic w branży. Ale widzisz, tak jak mówiłem wcześniej, to jest pasja i po jakimś czasie wraca się do gry. Tak było ze mną. Zawsze po jakimś czasie wracałem. Jak już się raz połknie aktorskiego bakcyla to zostaje to z nami na zawsze. Chociaż znam aktorów, którzy zrezygnowali z zawodu i nie chcą wracać. Znaleźli inną drogę, która bardziej im pasuje. Ja nie mogłem odejść na zawsze. Po prostu to kocham.

Twoje plany zawodowe na najbliższą przyszłość? I marzenia – na dalszą?

W biznesie można, a nawet trzeba planować. Wszystko powinno być zaplanowane i dąży się krok po kroku do wyznaczonego celu, bo tu wszystko zależy od ciebie. W aktorstwie decyzje podejmują inni ludzie. Reżyserzy, producenci. To oni decydują czy aktor dostanie rolę. Więc w zawodzie aktora ciężko coś planować. Oczywiście trzeba mieć wyznaczone cele i do nich zmierzać, bo jeśli ich nie mamy to na pewno nic nie wyjdzie. Trzeba być skupionym i gotowym, jednak zawsze to ktoś inny podejmie decyzje. 

Moje cele i marzenia? Mieć jak najwięcej propozycji, tak abym miał komfort wyboru roli.
Przydałaby się też stała rola w ciekawym serialu, bo to daje jakieś bezpieczeństwo zawodowe.

Więc dwa słowa na zakończenie. Trzeba wierzyć, grać, ćwiczyć, być zawsze gotowym. Ponieważ szansa, którą się zmarnuje, może się już więcej nie pojawić. Pewnie teraz chciałbyś zadać pytanie, czy mi uciekła jakaś szansa? Na pewno. Wiele rzeczy zrobiłbym inaczej, ale czasu się nie cofnie i trzeba robić swoje.
I nigdy nie oglądać się wstecz. 


Rozmawiał Hubert Bąk


Marcin Montana, urodzony 25 marca 1974 roku,
w Tomaszowie Mazowieckim. Aktor filmowy i serialowy.

Zagrał m.in. w filmach "Wywiad", "Mroczne Żelazo", 
"Siostry" oraz serialach takich jak "Na sygnale",
"Barwy Szczęścia czy "Pierwsza Miłość"

Pracę na planie łączy z prowadzeniem własnej firmy.

Komentarze